Otworzyłam oczy i przetarłam je dłonią. Podniosłam głowę i oparłam łokcie o miękkie łóżko. Rozejrzałam się po pokoju. Nie było tu nic ciekawego. Szafki nocne, łożko i krzesło, to wszystko co znajdowało się w pomieszczeniu. Ręką zaczesałam moje potargane włosy do tyłu. Próbowałam przypomnieć sobie wszystko, co się wczoraj wydarzyło i poukładać w całość.
-Więc tak, była impreza... - układałam puzle w całość w myślach - upiłam się. Potem tańczyłam z jakimś gościem i się z nim obściskiwałam jak niewyżyta nastolatka, po czym sprawy zaszły za daleko, ja byłam odurzona, on mnie rozebrał i prawie zgwałcił.... No tak, prawie, Daniel jakimś trafem znajdował się w pobliżu i nałożył mi tą koszulkę... - poptarzyłam na siebie. Miałam na sobie koszulkę gwałciciela, nic innego nie było w pobliżu, więc dał mi to. Ale teraz chciałam jak najszybciej ją zdjąć.
- I tak trafiłam tutaj...- Cały czas zastanawiałam się nad tym jak na mnie patrzył, w jego oczach było widać strach i obawę, współczucie i jednocześnie wściekłość na tego gościa. Zabrał mnie do swojego domu, dał mi się napić, no i spał ze mną w jednym łóżku, a ja nie protestowałam, czułam się tu bezpiecznie, mimo, że prawie wogóle go nie znałam. Ale zaraz.... gdzie on właściwie jest? Usiadłam na łożko trochę się jeszcze chwiejąc, miałam strasznego kaca. Wtedy usłyszałam kroki na schodach a po chwili w drzwiach stanął Daniel, teraz dopiero zauważyłam, że jest jeszcze bardziej atrakcyjny, niż mi się wcześniej wydawało. Musiał niedawno wstać bo miał potargane włosy. Miał na sobie tylko jeansy, więc mogłam podziwiać jego niesamowicie umięśniony tors. Boże, ile on musiał spędzić czasu na siłowni? Podszedł do mnie i usiadł na łożku tuż obok mnie, tak, że nasze ramiona się stykały. Moje ciało przepłynęło niesamowite uczucie i ciepło. Spojrzał na mnie swoimi pięknymi piwnymi tęczówkami.
- Dobrze się już czujesz? - spytał. Głos dziwnie mu drżał, nie wiedziałam o co chodzi. Nie wyglądał i wcześniej nie zachowywał się jak chłopak, który kimkolwiek się przejmuje.
- Tak, tylko jeszcze mam kaca - uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech.
- Jak mnie znalazłeś? - przerwałam ciszę. - Śledzisz mnie? Na początku zachowywałeś się jak pieprzony dupek, a teraz mnie uratowałeś, o co ci chodzi? - milczał.
- Dobra, nie chcesz nic mówić to nie, powiedz mi tylko gdzie jest najbliższy przystanek autobusowy i daj mi spokój, nie śledź mnie nigdy więcej i zostaw mnie w spokoju! - wybuchłam. Poderwałam się z łożka i przeszył mnie ból, czułam jak zaraz rozsadzi mi głowę od środka. Żeby się nie przewrócić oparłam ramię o ścianę. W głowie mi się kręciło, a wszystko wokół mnie wirowało. Poczułam dużą i ciepłą dłoń Daniela na ramieniu.
- Co się stało? - zapytal zaskoczony i pomógł mi z powrotem usiąść na łożku. - Nie ma mowy, żebyś się stąd ruszyła, musisz odpocząć. A poza tym serio chciałaś w tym wyjść? - powiedział kąśliwie. Jak już mówiłam, dupek. - Może jednak chciałabyś się przebrać? - spytał lekko chichocząc. - Szybko zmienia nastroje.. Co jest z nim nie tak i ze mną, że wogóle tu jeszcze siedzę.
- Chętnie, ale nie mam ciuchów.
- Pozyczę ci, spoko, nie jestem taki gruby, coś się znajdzie - puścił mi oczko i wyszedł z pokoju. Po jakiejś chwili wrócił i wręczył mi kilka ubrań. czarną koszulkę, jeansową kórtkę i... rurki? Tak, dał mi obcisłe, kobiece rurki z dżetami.
- To twoje? - zapytałam.
- Nie, to mojej siostry, jedyny jej ciuch jaki tu mam. Resztę już rozdałem - zaśmiał się. Rozdał? Czy to znaczy, że nie jestem pierwszą dziewczyną bez ubrań która się tu znalazła... Szczerze? Mogłam się tego spodziewać.
- Czyli mam rozumieć, że nie jestem pierwszą dziewczyną, z którą tu byłeś. A gdzie miały swoje ubrania? Przychodziły w bieliźnie, czy zdzierałeś je z nich w tym pokoju i nie miały co ubrać? - byłam wściekła, jak ja mogłam się w to wpakować i pozwalać by mną manipulował, on chciał mnie tylko przelecieć, udawał opiekuńczego, miłego chłopca, by później móc się ze mną zabawiać. Do prawdy żałosne, z mojej i jego strony. Widziałam zaskocznie na jego twarzy, ale mało mnie to obchodziło.
Wzięłam ubrania w ręce i wybiegłam z pokoju. Pokierowałam się do drzwi na przeciwko, czyli do łazienki. Zamknęłam drzwi, przebrałam się szybko i wrzuciłam koszulkę, którą wcześniej miałam na sobie do toalety, spłukując wodę, żeby odpływ mógł się zatkać. Otworzyłam drzwi i zbiegłam po schodach o mało nie wywracając się w szpilkach, które wciąż miałam na sobie. Doszłam do drzwi i gdy już chciałam je otworzyć Daniel złapał mnie za ramię.
- Nie słyszałaś co powiedziałem, musisz tu zostać, nie wrócisz sama do domu, nawet nie wiesz gdzie jesteś. Daj spokój, zostań, odwiozę cię do domu jak coś zjesz i będziesz się lepiej czuła. - Ugh.. znów włączył mu się tryb opiekuńczego chłopaka. Wyrwałam się z jego uścisku i wyszłam z domu. Kiedy wychodziłam przez furtkę poczułam dłonie na swych biodrach.
- Nigdzie nie idziesz - wyszeptał do mojego ucha. Przeszedł mnie dreszcz. Kiedy był blisko mnie czułam się tak jak nigdy wcześnij w czyimkolwiek towarzystwie.
- Nie rozkazujesz mi - również wyszeptałam, cały czas stojąc do niego plecami, jak już mówiłam, nie miałam zamiaru bawić się w jego gierki.
- A założysz się? - stałam do niego tyłem, ale wiedziałam, że ma teraz ten swój uśmieszek na twarzy. Nagle moje nogi oderwały się od ziemi. Daniel podniósł mnie i przełożył przez swoje ramię. Najpierw moje nozdrza uderzył zapach jego perfum, pachniał cudownie. Musiałam sie otrząsnąć. Zaczęłam go kopać i walić pięściami w jego plecy, ale on najwyraźniej nic sobie z tego nie robił. Wszedł z powrotem do domu, po czym zamknął wszystkie drzwi i okna aż w końcu mnie postawił. Byłam wściekła. Co on sobie wogóle myślał? Że zostanę u niego w domu, choć wogóle go nie znam? Jego niedoczekanie. Stałam tak przy wejściu z założonymi rękami stukając obcasem o drewnianą podłogę. Musiałam wyglądać mało poważnie, męska rozciągnieta koszulka, rurki, obcasy, do tego rozmazany makijaż i potargane włosy. Nic dziwnego, że ledwo tłumił śmiech.
- Rozgość się - powiedział po czym się uśmiechnął. - Od dawna nic nie jadłaś, zrobić ci coś? - stwierdziłam, ze przystanę na jego warunki, a potem coś wymyślę żeby sie stąd wydostać.
- Jak chcesz, możesz mi cos zrobić do jedzenia skoro ci zależy - odburknęłam.
- Widzę, że ktoś tu wstał lewą nogą, nieprawdaż? - zaśmiał się. Nie wiem jak można tak szybko zmieniać nastrój. Ja bym tak nie potrafiła. Najpierw mówi do mnie pół szeptem i siłą zabiera do domu, a teraz żartuje i z chęcią wyciąga z lodówki jajka, by przygotować mi śniadanie. Bardziej bipolarnej osoby w życiu nie widziałam.
- Ehmm.. mogłabym się gdzieś umyć i doprowadzić do wcześniejszego stanu? - zapytałam. Wyglądam jak straszydło, a do tego moze w łazience jest okno, jak ostatnio tam byłam na nic nie zwracałam uwagi.
- Jasne. Wiesz gdzie masz iść. A poza tym nie musisz sie wcale jakoś ogarniać, nadal wyglądasz seksownie, wyglądałaś nawet wtedy gdy przez twoją głupotę ten koleś omało cię nie zgwałcił. No i masz bardzo ładne stringi i stanik - puścił mi oczko i odwrócił się z powrotem do kuchenki. Wzdrygnęłam się na przypomnienie wczorajszej nocy. Rzuciłam szybkie dzięki i poszłam na górę. Niestety w łazience nie było żadnego okna. Na szafce stały same męskie kosmetyki. Postanowiłam przeszukać szafki w poszukiwaniu jakiegoś mniej męskiego płynu. Na samym wierzchu leżało duże otwarte pudełko prezerwatyw. Te dziewczyny musiały się czymś myć. Nie myliłam się, po chwili znalazłam żel do mycia i szczotkę, dobre i to. Wyjęłam je z szafki i zauważyłam mały woreczek w jej kącie. Wyjęłam go i przyjżałam się dokładniej. Prochy. Wiedziałam, że poza tym, że prowadzi tu osobistą agencję towarzyską, musi mieć coś jeszcze na sumieniu. Zajżałam do pudełka obok. tych samych woreczków było tam o wiele więcej, w kolejnym także... On nie ćpał za dużo, nie wyglądał na takiego, musiał je sprzedawać. Świetnie. Jestem w domu przemytnika narkotyków, lepszych rozrywek w wakacje nie mogłam wymyślić... Weszłam pod przysznic i spłukałam ciało gorącą wodą, mogłam się wreszcie odprężyć. Doprowadziłam się do ładu i zeszłam na dół, wzięłam ze sobą jeden z tych woreczków, by móc później zanieść to na policję, zamkną go, a ja wrócę do swojego dawnego życia. Weszłam do kuchni. Na stole stał już talerz z jajecznicą. i kubek kawy obok. Usiadłam przy stole bez słowa i zabrałam się za jedzenie. Nie zauwarzyłam, że woreczek z prochami wypadł mi z kieszeni. Na moje nieszczęście Daniel to zauważył.
- Co ty tam ma... Jak to znalazłaś! - był w furii. Był niebezpieczny, mogł zrobic mi krzywdę w każdej chwili.
- Pytam się, skąd to masz?!
- Znalazłam. Zajmujesz się nielegalnym handlem narkotyków. No dalej, przyznaj się, gdzie to wszystko chowasz? Lepiej powiedz to mi, zanim będziesz musiał tłumaczyć sie policji.
- Nie powinno cię to obcho... - przerwał mu łomot do drzwi. Ktoś najwyraźniej miał do niego sprawę.
- Rizzle!!! Otwieraj! WIem, że tam jesteś gnoju! - usłyszałam męski głos. Rizzle, to zapewne nazwisko Daniela.
- Kurwa. To Malik. Idź do mojej sypialni, szybko. On jest niebezpieczny, naprawdę. - Przełknęłam głośno ślinę i pokiwałam głową biegnąc na górę. Weszłam do sypialni i oparłam głowę o drzwi nasłuchując tego co się dzieje na dole.
- Zayn... miło cię widzieć, wpadłeś na kawę?
- Nie pogrywaj ze mną gościu. Dobrze wiesz po co tu przyszłem. Jesteś konkurencją. Do tego słyszałem, że ostatnio nieźle ci idą interesy. Ale pamiętaj, to my tu jesteśmy na pierwszym miejscu. Więc dobrze ci radzę, wycofaj się z handlem, bo..
- Bo co? - Daniel zadrwił z owego Malika. - Przychodzisz tu i myślisz, że jak coś powiesz z uniesioną pięścią to to zrobie tak? Jesteś naprawdę głupszy niż myslałem.
- Nie do końca, tobie nic nie zrobie, przynajmniej na razie. Jesteś poszukiwany i jak zginiesz od razu podejrzenia spadną na mnie. Ale wiem jak cię zniszczyć, nie przejmuj się. Poradzę sobie.
- No a co niby takiego chcesz zrobic by mnie zniszczyć? Wysadzić mi dom? Ukraść auto? Inetresy dobrze mi idą jak sam mówiłeś kupię drugie.
- A dziewczynę kupisz?
- Jaką dziewczynę? Sprowadzam tu kilka dziewczyn na tydzień. To są napalone studentki, ich nigdy w świecie nie zabraknie - byłam obrzydzona. Jednak to prawda, pieprzył jedną laskę po drugiej.
- Nie te dziewczyny. Mówię o tej, którą śledzisz od paru dni - zamarłam. Mówił o mnie. Widział mnie z nim. Byłam tak przerażona, że nie mogłam nawet płakać. Przykuliłam kolana pod brodę i czekałam, aż Malik przyjdzie tu i mnie zabije. Ale nic się nie wydarzyło. Po chwili usłyszałam huk wystrzelonego pocisku i zastygłam. To niemożliwe. Sam przeciez mówił, że nie może go zabić. A może to była gra? Nie wiem. Nic już nie wiem. Chciałabym tylko znależć się z powrotem w moim mieszkaniu. Usłyszałam kroki na schodach. Wiedziałam, że to jest już koniec. Klamka powoli schodziła ku dołowi. Wtedy drzwi się otworzyły...
***